Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/105

Ta strona została skorygowana.

— Tak się właśnie złożyło, że nie miałem żadnych. Obiecałem tylko Merivalowi, że pojadę z nim wiosną do Tybetu upolować lamparta. Dla pani jednak, Mrs. Challenger, koniec ten przychodzi bardzo nie w porę, teraz właśnie gdyście sobie państwo wybudowali tę śliczną willę.
— Miejsce moje jest tam, gdzie jest Jerzy. Ale cobym dała za to, aby raz jeszcze przejść się z nim razem wśród tych gór, oddychając świeżem porannem powietrzem.
Słowa jej znalazły żywy oddźwięk w naszych sercach. Słońce przedarło się właśnie poprzez mgłę i złotem światłem zalało całą dolinę; ten świat, uśmiechający się w promieniach porannego słońca wydawał się nam, uwięzionym w dusznej i zatrutej atmosferze pokoju, rajem z bajki. Powietrze było już bardzo zgęszczone, i zdawało mi się, że zimna dłoń śmierci wyciąga się już ku nam, niedobitkom ludzkiej rasy.
— Jakiś nieszczególny tlen w tym ostatnim cylindrze — zauważył lord John, z trudem wciągając powietrze.
— Zawartość cylindrów bywa rozmaita — rzekł Challenger — w zależności od siły ciśnienia i staranności zakorkowania. Zgadzam się z panem, Roxton, iż zawartość tego cylindra jest niezadawalająca.