Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/119

Ta strona została skorygowana.

tuż obok siebie, sztywnych, szeroko rozwartymi oczyma wpatrzonych wprost w niebo. Ten widok mam przed sobą, jak na obrazie. Wkrótce jednak, dzięki łaskawemu prawu Natury, zmęczone nerwy przestały reagować. Ogrom katastrofy zatarł wszelkie jej szczegóły. Poszczególne jednostki zlały się w grupy, grupy w tłumy, a tłumy w jedną wielką masę, która wywoływała już kompletne duchowe odrętwienie; tylko czasem jakiś specjalnie uderzający szczegół, groteskowy, lub tragiczny, przykuwał uwagę, uprzytamniając całą doniosłość katastrofy.
Ale najboleśniejsze wrażenie wywierał widok dzieci! Było coś oburzająco niesprawiedliwego w tej przedwczesnej śmierci; na płacz nam się zbierało (a pani Challenger istotnie płakała) gdyśmy, mijając wielką szkołę ludową, ujrzeli cały szereg drobnych figurek, rozsianych po szosie. Przerażeni nauczyciele przerwali widocznie lekcje i dzieciaki zwolnione biegnąc do domów, podusiły się po drodze. Dużo osób zmarło, w oknach domów; w Tunbridge Wells nie było ani jednego okna, z którego by nie wyglądała sztywna, wykrzywiona ironicznym uśmiechem twarz. Pogoń za jednym choćby łykiem świeżego powietrza spędziło ich do okien. Na chodnikach leżały cały masy ludzi, którzy widocznie, dusząc się, wybiegli z domów, wielu po-