Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/120

Ta strona została skorygowana.

padało na jezdnię i szczęśliwie się ułożyło iż lord John był wytrawnym szoferem, gdyż kierowanie autem w tych okolicznościach nie było łatwą rzeczą. Mijając miasteczko i wioski zmuszeni byliśmy posuwać się w bardzo wolnym tempie, a raz nawet, musieliśmy się zatrzymać i wyjść z auta aby pousuwać na bok trupy, zagradzające drogę.
Ale wśród tej panoramy śmierci jaką przedstawiały Kent i Sussex, pamięć moja zatrzymuje się ma kilku poszczególnych obrazach. Przed gospodą jednej z wiosek zapamiętałem wielki, błyszczący samochód, który wiózł najwidoczniej z Brighton lub Eastbourne, jakieś wesołe towarzystwo, siedziały w nim bowiem trzy młode, strojnie ubrane panie (jedna trzymała na kolanach chińskiego pinczerka), jakiś starszy, poważny pan i młody elegant z monoklem w oku i zgasłym papierosem w urękawicznionej ręce. Śmierć musiała spaść na nich znienacka i unieruchomiła ich na zawsze w takich pozycjach w jakich w danej chwili siedzieli. Wydawali się wszyscy uśpieni, tylko starszy pan, dławiąc się widocznie zdarł z szyi kołnierzyk. Z jednej strony auta wpółleżał na stopniu służący, a obok widniała taca i parę stłuczonych szklanek; z drugiej strony znajdowało się dwoje żebraków, w łachmanach, kobieta i mężczyzna, który wyciągnął długą, chudą rękę, tak jakgdyby prosił o jał-