Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/122

Ta strona została skorygowana.

cząco jednakową intonacją, że wryło się ono w moją pamięć i wreszcie śmieszyło mnie niemal jako dziwaczny komentarz tej wszechświatowej żałoby:
— Ładna historja, co!
Takim to wykrzyknikiem witał każdy wstrząsający obraz śmierci, który przedstawiał się naszym oczom. „Ładna historja, co!“ wołał gdyśmy mijali stację w Rotherfield i „Ładna historja, co!“ powtarzał gdyśmy wjechali na wielką szosę Kentu.
Tu doznaliśmy nagłego, silnego wstrząśnięcia: z okna małego, narożnego domku wysunęła się ręka powiewająca chusteczką. Widok śmierci nie ścisnął tak przeraźliwym skurczem naszych serc, jak ten nieoczekiwany znak życia. Lord John zatrzymał auto i w jednej chwili wpadliśmy wszyscy do domu, po schodach na drugie piętro, skąd dano znak chustką.
Jakaś staruszka siedziała na fotelu przy oknie, a tuż obok niej, leżał na krześle taki sam cylinder z tlenem, jak nasze, tylko nieco mniejszy. Gdyśmy wchodzili, tłocząc się przy wejściu staruszka zwróciła ku nam chudą, pomarszczoną twarz, o oczach przysłoniętych okularami.
— Lękałam się już — rzekła, — że pozostanę tutaj, opuszczona przez wszystkich, jestem bowiem chora i nie mogę ruszyć się z miejsca.