Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/124

Ta strona została skorygowana.

kała się do tlenu, jak to zwykła była czynić ilekroć trudno jej było oddychać. Ponieważ przyniosło jej to ulgę więc powtarzała to raz po raz, i tak przetrwała całą noc; wreszcie zasnęła i zbudził ją dopiero szmer naszego auta. Ponieważ nie mogliśmy zabrać jej ze sobą więc zaopatrzywszy ją we wszystko czegoby mogła potrzebować, i obiecawszy jej, że odwiedzimy ją najdalej za parę dni, oddaliliśmy się, pozostawiając ją płaczącą gorzko po straconym majątku.
W miarę, jakeśmy się zbliżali do Tamizy, trupy na ulicach stawały się coraz gęściejsze, a przeszkody coraz to różnorodniejsze. Z trudnością minęliśmy most, wszystkie ulice prowadzące doń były literalnie usłane trupami, tak, że nie można było nawet marzyć o utorowaniu sobie wśród nich drogi.
— Nie wiem, jakie to na was wywiera wrażenie — rzekł lord John, zatrzymując samochód — ale co do mnie, to wieś wydawała mi się pogodniejszą od miasta. Ten wymarły Londyn działa mi na nerwy. Radziłbym objechać główniejsze ulice, a potem wracać do Rotherfield.
— Przyznaję, iż nie widzę żadnego celu w pozostawaniu tutaj — poparł go Summerlee.
— Jednakże — zauważył Challenger, a głos jego dziwnie rozlegał się w tej otaczającej nas zewsząd