Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/32

Ta strona została skorygowana.

małego smarkacza, poczem przywitawszy się z mymi towarzyszami, pomógł nam pozbierać walizki i cylindry z tlenem i umieścić się w wielkim samochodzie, prowadzonym przez Austina, tego samego niewzruszonego i mało mówiącego osobnika, którego oglądałem w charakterze kamerdynera, gdym poraz pierwszy odwiedził profesora.[1] Droga nasza wiła się kręto pod górę, wśród ślicznej, okolicy. Zająłem miejsce obok szofera, trzej zaś moi towarzysze umieściwszy się w głębi samochodu, zdawali się mówić wszyscy jednocześnie. Lord John nie mógł, jak mi się zdawało, wybrnąć ze swej historji o bawołach, a raz po raz dobiegał mnie arbitralny bas Challengera i skrzekliwy falcet Summerlee, pogrążonych już w jakiejś naukowej dyspucie. Nagle Austin pochylił ku mnie swą smagłą twarz i rzekł, nie odrywając oczu od kierownicy:
— Pan mnie wydalił.
— Istotnie? — zapytałem.
Wszystko wydawało się dziwne w tym dniu; każdy mówił coś nieoczekiwanego. Był to jakby sen.
— To już czterdziesty siódmy raz — ciągnął Austin w zamyśleniu.

— No i kiedyż odchodzicie? zapytałem w braku lepszej uwagi.

  1. patrz: Świat zaginiony.