Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/33

Ta strona została skorygowana.

— Nie odchodzę wcale — odparł Austin.
Zdawało się, że rozmowa na tem się urwie, ale po chwili Austin znów ją podjął.
— Gdybym odszedł — zaczął — któżby miał staranie o nimi? — i tu uczynił głową ruch w stronę swego pana — ktoby mu służył?
— Ktoś inny? — zauważyłem niezręcznie.
— Wątpię. Niktby tu nie wytrzymał tygodnia. Pan bezemnie byłby jak zegar bez sprężyny. Mówię to panu bo pan jest przyjacielem mojego pana i powinien wiedzieć co się święci: Właściwie powinienbym go wziąć za słowo — ale nie mam serca. Pan i pani byliby tu jak niemowlęta w powijakach. Nie mogą obejść się bezemnie, aż tu masz, pan przychodzi i wydala mnie.
— Czemu nikt inny nie wytrzymałby tu? spytałem...
— Nie miałby nikt tej wyrozumiałości co ja. Mój pan jest bardzo mądry — ho, ho, aż za mądry. Ta mądrość to mu nawet szkodzi, tak że czasami nie ma tycia rozumu co małe dziecko. Czy pan wie naprzykład co zrobił dziś zrana?
— Cóż zrobił?
Austin pochylił się ku mnie.
— Ugryzł służącą — zakomunikował mi chrypliwym szeptem.
— Ugryzł?