Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/35

Ta strona została skorygowana.

— Oj, nie jest to gościnne — rzekł Austin, potrząsając głową i patrząc na opłakaną tablice — nie można tak z ludźmi: Przepraszam pana za moją gadatliwość; od wielu lat nie mówiłem tak wiele, ale dzisiaj nie mogłem zapanować nad sobą. Żeby pan pękł ze złości to nie odejdę. Jestem jego służącym, on jest moim panem i tak już chyba pozostanie do śmierci.
Minęliśmy biało malowaną bramę i wjechaliśmy w półokrągły zajazd wysadzany krzakami rododendronów; w głębi widniała jednopiętrowa, ładna willa, zbudowana z czerwonej cegły i biało — lakierowanego drzewa. Pani Challenger, drobna, zgrabna i uśmiechnęta wyszła na próg aby nas powitać.
— Otóż kochanie — zawołał Challenger, wyskakując z auta — otóż i nasi goście. Prawdziwa to dla nas nowina mieć gości. Nie cieszymy się zbytnią sympatją wśród naszych sąsiadów, prawda? Gdyby nam mogli nasypać trucizny do pieczywa, uczyniliby to niezawodnie.
— Ach, to okropne — rzekła profesorowa, napoły ze śmiechem a napoły ze łzami — Jerzy kłóci się ze wszystkimi. Nie mamy w okolicy ani jednej życzliwej duszy.
— To mi daje możność skoncentrowania cał-