Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/68

Ta strona została skorygowana.

odgadnąć? Wszak rzeczywistość spadła na ludzkość jak błyskawica. Poranne wydanie gazet nie zawierało nic niepokojącego, obecnie zaś dochodziła zaledwie trzecia popołudniu.
Ale nagle jakiś popłoch począł się wszczynać, gdyż ujrzeliśmy, iż żniwiarze pośpiesznie schodzą z pola, a niektórzy golfiści powrócili do budynku klubowego; biegli przytem tak szybko, jakgdyby chcieli schronić się przed ulewą. Ciągnęli za sobą swoje młotki. Inni grali dalej. Niańka zawróciła i pchała pośpiesznie wózek pod górę. Zauważyłem, iż pocierała bezustannie czoło dłonią. Dorożka zatrzymała się na drodze, a zmęczony koń odpoczywał, zwiesiwszy nisko łeb. A nad tem wszystkiem unosiło się cudowne niebo — jak kopuła przeczystego błękitu, na którem mknęły gdzieniegdzie bielutkie obłoki. Jeżeli ludzkość miała umrzeć tego dnia, to dzień ten był przynajmniej nieporównanem łożem śmierci. Piękno i słodycz natury tem potworniejszem czyniły to dzieło zniszczenia. Świat zdawał się zbyt pięknym, aby być zeń tak bezlitośnie i bezwzględnie wygnanym.
Wspomniałem jednak że telefon zadzwonił i wnet basowy głos Challengera rozległ się z sieni:
— Malone — wołał — to do pana.
Pobiegłem do telefonu: mówił Mc Ardle z Londynu.