Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/70

Ta strona została skorygowana.

nie, jakgdybyśmy byli dotychczas po szyję w wodzie, lecz głowami ponad jej powierzchnią, a niespodziewanie wielka fala zalała nas. Jakaś niewidzialna ręka ścisnęła mi szyję powoli wyciskając ze mnie życie; poczułem okropny ciężar na piersiach, straszny ucisk w mózgu, głośny szum w uszach, a przed oczyma poczęły mi latać błyskawice. Zachwiałem się i oparłem o balustradę schodów; w tej samej chwili Challenger, jak potworne widmo o nalanej krwią twarzy, zjeżonym włosie, wytrzeszczonych oczach, przeleciał obok mnie, rycząc jak zraniony bawół. Na rękach jego zwisała drobna jego żonka, najwidoczniej zupełnie bez czucia, a on potykając się, chwiejąc, chwytając za ściany, podtrzymywany jednak niezwykłą siłą swej woli, niósł ją poprzez tę śmiertelną atmosferę ku naszemu chwilowemu schronisku. Na widok jego wysiłku i ja rzuciłem się ku schodom, wspinając się, padając, czepiając się balustrady, wdarłem się jednak na piętro, gdzie zemdlony padłem na podłogę. Stalowe palce lorda Johna porwały mnie za kołnierz i w chwilę później leżałem wyciągnięty na wznak na dywanie buduaru, niezdolny bądź poruszyć się, bądź przemówić. Pani Challenger leżała tuż obok, a Summerlee siedział w fotelu pod oknem z głową tak nisko opuszczoną, iż niemal dotykającą kolan. Jak we śnie ujrzałem Challengera, czołgającego się po dy-