Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/78

Ta strona została skorygowana.

rzy leżeli teraz nieruchomo wśród trawy lub wrzosów. W jednem miejscu znajdowało się aż osiem trupów, — graczy, którzy do ostatka skupili się przy swoim przywódcy. Ani jeden ptak nie przecinał błękitnego sklepienia niebios, ani jeden człowiek, ani jedno zwierzę nie poruszało się w tej przestrzeni, która ciągnęła się przed nami. Wieczorne słońce spoglądało spokojnie na świat, gdzie unosiły się cisza i spokój powszechnej śmierci, — tej śmierci, która niebawem miała i nas zmóc. W danej chwili tylko krucha tafla szkła, więżąca tlen, który niweczył działania zatrutego eteru, broniła nas od losu naszych współczesnych. Genjusz jednego człowieka zdołał stworzyć tę chwilową oazę i uratować nas od ogólnej katastrofy. Ale zapas tlenu wyczerpie się, a wówczas i my zginiemy; padniemy na ten wiśniowy dywan buduaru, a zagłada rodzaju ludzkiego i całego życia na świecie będzie zupełną.
Przez długą, długą chwilę patrzyliśmy na tragiczny widok, rozciągający się przed nami, niezdolni przemówić ani słowa.
— Oto dom płonie — rzekł wreszcie Challenger, wskazując smugę dymu, wijącą się między drzewami — przypuszczam, że musi być dużo pożarów, — kto wie, czy nie spalą się całe miasta — gdyż wiele osób musiało paść, trzymając w ręku coś płonącego. Sam fakt palenia się dowodzi wy-