Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/88

Ta strona została skorygowana.

i nie było w tem jego winy. Pomimo wszystko nie zamieniłabyś mnie na innego męża, prawda?
— Na żadnego innego, drogi — szepnęła pani Challenger, zarzucając mu ręce na szyję.
My trzej podeszliśmy do okna i ze zdumieniem spojrzeliśmy na widok, jaki się nam przedstawił: wieczór zapadł, spowijając ciemnym całunem zmarłą ludzkość, na południu jednak drżało, migotało purpurowe światło, jak olbrzymia, pulsująca życiem smuga, wybuchająca szkarłatem płomienia, to znów kłębiąca tumanem dymu.
— Lewes się pali! — zawołałem.
— Nie, to Brighton — rzekł Challenger, podchodząc do nas — wszak widać kontury wzgórz wśród tej łuny. Pożar jest o wiele mil za nimi. Całe miasto musi płonąć.
Tu i ówdzie widniały czerwone łuny, a szczątki rozbitego pociągu wciąż jeszcze dymiły, ale wszystko to wydało się drobnym płomykiem, wobec tego pożaru, który szalał za górami. Co za sprawozdanie możnaby napisać do naszej „Gazety“! Żaden jeszcze dziennikarz nie miał tak fascynującego tematu przy zupełnej niemożności zużytkowania go — tyle wypadków godnych opisu i nikogo coby mógł to przeczytać! Wrodzony instynkt odezwał się we mnie. Dlaczego nie miałbym na swój sposób być równie wierny swemu powołaniu, jak ci dwaj ucze-