Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/93

Ta strona została skorygowana.

kształconych ludzi — rzekł — gdyby lord Roxton raczył łaskawie...
— Ależ Jerzy nie bądź tak uszczypliwy — przerwała jego żona, kładąc mu dłoń na czarnej grzywie widniejącej z nad mikroskopu. — Co to kogo może obchodzić, czy ameba żyje czy nie?
— A właśnie że obchodzi — gniewnie odparł Challenger.
— No to posłuchajmy o amebie — rzekł lord John z dobrodusznym uśmiechem — możemy równie dobrze mówić o tem, jak i o czem innem. Jeśli byłem trochę niegrzeczny względem tej damy, jeśli ją uraziłem, to gotów jestem ją przeprosić.
— Przyznam się — zauważył Summerlee, swym arbitralnym, skrzekliwym głosem — że nie rozumiem, dlaczego Challenger przywiązuje taką wagę do tego, że ameba żyje. Ponieważ przebywa w tej samej atmosferze, co i my, więc trucizna nie ma na nią wpływu, gdyby jednak wynieść ją z tego pokoju, zginęłaby tak, jak wszystkie inne stworzenia.
— Twoja uwaga, drogi Summerlee — odparł Challenger z wyrazem nieskończonego pobłażania — twoja uwaga dowodzi, że nie znasz sytuacji. Umieściłem wczoraj tę amebę pod mikroskopem, którego szkiełka zalepiłem hermetycznie. Tlen nie mógł więc przeniknąć do środka, natomiast przeni-