knął tam eter, tak jak przenika wszystko we wszechświecie. Ameba więc oparła się truciźnie, możemy stąd wnioskować, że wszystkie ameby na ziemi nie zginęły, jakeś to mylnie twierdził, ale ocalały z katastrofy.
— Nawet to mnie nie zachwyca — rzekł lord John — cóż z tego będzie?
— A będzie to, że świat nie jest wymarły, ale jeszcze żywy. Gdybyście mieli choć trochę naukowego polotu, spojrzelibyście o parę miljonów lat w przyszłość — a parę miljonów lat jest to chwila w nieskończonym korowodzie wieków — i wyobrazilibyście sobie świat pulsujący nowem życiem, życiem zwierzęcem i ludzkiem, jakie rozwinie się z tego drobnego żyjątka. Czyż nie widział pan, milordzie, preryj, zniszczonych pożarem tak że nic na nich nie pozostało, prócz poczerniałej ziemi? Zdawałoby się, że wszelkie życie zamarło na zawsze w tej pustyni, a jednak korzenie pozostały głęboko w ziemi i gdy pan po raz wtóry wracasz na to samo miejsce, już nie znać na niem śladów strasznej klęski. Otóż to drobne żyjątko kryje zarodki zwierzęcego życia, i dzięki prawu ewolucji zdoła z czasem zatrzeć wszelki ślad tej katastrofy, której teraz jesteśmy uczestnikami.
— Piekielnie ciekawe — rzekł lord John, pochylając się nad mikroskopem — wartoby umieścić
Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/94
Ta strona została skorygowana.