Strona:PL Doyle - Świat w letargu.pdf/98

Ta strona została skorygowana.

tak niepokoiła naszego redaktora. Ktoby to powiedział, że te wszystkie sprawy, budzące tyle zabiegów, tyle namiętności, zostaną rozwiązane w ten sposób?
Znowuż popadliśmy w milczenie. Sądzę, że każdy z nas myśli o swoich najbliższych, którzy już nie żyją; pani Challenger płacze zcicha, a jej mąż coś jej szeptem tłomaczy. Myśl moja biegnie ku najrozmaitszym osobom i widzę je kolejno tak białe i sztywne, jak ten biedny Austin, tam na podwórzu. Oto Mc Ardle; widzę go tak wyraźnie; głowa mu opadła na biurko, a ręka ściska jeszce słuchawkę telefonu; tak upadł, rozmawiając ze mną. Naczelny redaktor, Beaumont leży pewnie na błękitno-czerwonym tureckim dywanie, który zdobił jego sanctuarjum. A moi koledzy, reporterzy Macdonna, Murray, Bond — ci pewnie umarli przy pracy, pochyleni nad papierem, na którym notowali niezwykłe wrażenia i wypadki dnia. Wyobrażam sobie, że jeden został wysłany do Pogotowia Lekarzy, drugi do Westminsteru, trzeci do St. Paul.
Wspaniałe tytuły, których nigdy nie ujrzą drukiem, majaczyły im pewnie przed oczyma w tej ostatniej chwili. Macdonna wysłany był do lekarzy, oto jak zaczął swoje sprawozdanie: „Na Harley Street nie tracą nadziei.“ „Wywiad z p. Soley Willson“, „Słynny specjalista orzekł: „nie upadajcie ni-