Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/33

Ta strona została skorygowana.

okropnego profesora. Drzwi otworzył mi dziwaczny, smagły, jakby zasuszony osobnik, niewiadomego wieku, ubrany w ciemną kurtkę szoferską i brunatne getry. Dowiedziałem się później, iż był on szoferem, pełniącym zarazem funkcję odprawianych kolejno lokai. Obejrzał mnie od stóp do głów badawczem, błękitnem okiem.
— Naznaczone widzenie? spytał.
— Tak jest.
— Ma pan list?
Wyciągnąłem kopertę.
— Dobrze.
Wydawał się człowiekiem małomównym. Gdy weszłem za nim przez korytarz zatrzymała nas nagle drobna kobietka, która wyjrzała zza drzwi jadalnego, jak się później okazało, pokoju. Była przystojna, żywa, ciemnooka, podobna z typu raczej do francuski, niż do angielki.
— Przepraszam na jedna chwilę — rzekła — Austin proszę zaczekać. Niech pan wejdzie. Pozwolę sobie spytać, czy pan zna mego męża?
— Nie pani, nie mam przyjemności.
— W takim razie zawczasu za niego przepraszam. Muszę panu powiedzieć, iż jest to człowiek niemożliwy — absolutnie niemożliwy. Po takiem uprzedzeniu będzie pan skłonniejszy do wyrozumiałości.
— Jest to bardzo uprzejmie z pani strony.
— Niech pan bezzwłocznie opuści pokój, jeżeli