Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T1.pdf/79

Ta strona została skorygowana.

— Panie i Panowie — zaczął, wśród wszczynającego się w głębi sali hałasu, — proszę mi darować — panie, panowie i dzieciaki, przeoczyłem, że ci ostatni tworzą znaczną część słuchaczy (przy tych słowach powstał tumult, podczas którego profesor pobłażliwie kiwał swą olbrzymią głową, a wyciągniętą ręką zdawał się błogosławić tłum.) Wydelegowano mnie, abym w imieniu Instytutu wyraził p. Waldron dziękczynienia za odczyt, który tu dziś wygłosił. Były w nim punkty, z którymi się nie zgadzam, i uważałem sobie za obowiązek te niezgodę moją głośno wyrazić, temniemniej p. Waldron wywiązał się dobrze z zadania, którem było danie jasnego i uproszczonego poglądu na to, co w jego mniemaniu jest historją naszej planety. Popularne odczyty, w rodzaju dzisiejszego, słuchają się łatwo, ale p. Waldron wybaczy mi (tu uśmiechnął się i zmrużył oczy), gdy powiem, że z samego swego założenia odczyty takie bywają powierzchowne i zwodnicze, będąc przystosowywane do poziomu ciemnej publiczności (gniewne okrzyki). Ludzie popularyzujący wiedzę są właściwie pasorzytami (gesty protestu ze strony pana Waldrona). Żywią się wysiłkami swych wielkich zapoznanych poprzedników, eksploatując je w celach wyzysku lub dla zadowolenia swej ambicji. Najdrobniejsze odkrycie dokonywane w laboratorjum, maleńka cegiełka dorzucona do świątyni nauki, o wiele przewyższa tę próżną gadaninę, która może zapełnić godzinę zby-