Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/100

Ta strona została skorygowana.

rzucone tuż obok ogniska, nasuwały przypuszczenie, iż obadwaj profesorowie spali w chwili napadu. Skrzynki, zawierające naboje i zapasy żywności, leżały porozrzucane w nieładzie wraz z naszemi nieszczęsnemi aparatami fotograficznemi i pudełkami klisz, ale niczego nie brakowało. Jednak, wszystka żywność, którąś wydobyli z puszek — a pamiętam, że wydobyliśmy jej sporo — znikła. A więc prawdopodobnie sprawcami napadu były zwierzęta, a nie krajowcy, gdyż ci zabraliby wszystko ze sobą.
Jeżeli jednak były to zwierzęta — lub jedno tylko groźne zwierzę — to cóż się stało z mymi towarzyszami? Drapieżne bestje byłyby ich rozdarły na kawałki, zostawiając ich szczątki; coprawda wielka kałuża krwi świadczyła o walce, a potwór taki, jaki tropił mnie tej samej nocy, mógłby unieść swą ofiarę z taką łatwością, z jaką kot unosi mysz.
Wówczas pozostali byliby się napewno rzucili z pomocą, ale nie omieszkaliby zabrać swych strzelb.
Im dłużej wysilałem nad tą zagadką mój zmęczony i podniecony umysł, tem mniej ją rozumiałem; przeszukałem cały las w pobliżu, nie wpadłszy na żaden ślad zaginionych.
Nagle błysnęła mi pewna myśl pocieszająca; nie byłem zupełnie samotny, u podnóża skał, gotów na każde zawołanie, czuwał wierny Zambo. Udałem się na brzeg przepaści i spojrzałem w równinę; murzyn, owinięty w pledy, siedział przed ogniem swego maleńkiego obozowiska. Ale, ku memu zdumie-