Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/114

Ta strona została skorygowana.

Trudno było z ich podstawy wnioskować o ich wzroście, ale sądzę, że musieli liczyć około pięciu stóp. Ręce mieli ogromnie długie, a klatki piersiowe wypukłe. Wielu z pośród nich było uzbrojonych w maczugi, a zdaleka sprawiali wrażenie ludzkich istot, ale ogromnie włochatych i zdeformowanych. Przez chwilę widziałem ich bardzo wyraźnie, potem znów zniknęli mi w krzakach.
— Jeszcze nie teraz — szepnął lord John, ujmując za karabin — najlepiej zrobimy leżąc spokojnie dopóki nie przestaną nas szukać, wówczas zaś postaramy się dostać do ich osady i zaatakować ich w najsłabszem miejscu. Musimy, zaczekać z jaką godzinę.
Wypełniliśmy ten czas otworzywszy jedną z puszek, aby spożyć śniadanie. Lord Roxton nie miał od ubiegłego ranka nic w ustach prócz owoców, to też jadł z niepomiernym apetytem. Wreszcie wypchawszy kieszenie nabojami, a na każdem ramieniu dźwigając strzelbę, ruszyliśmy na wyprawę. Przed odejściem jednak naznaczyliśmy starannie kryjówkę, i zanotowaliśmy sobie jej położenie w stosunku do fortu Challengera, tak, aby módz ją odnaleźć w gęstwinie, gdyby zaszła tego potrzeba.
W milczeniu przesuwaliśmy się wśród zarośli, aż wreszcie stanęliśmy w pobliżu skał, na których mieliśmy nasze pierwsze obozowisko. Tutaj za-