Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/142

Ta strona została skorygowana.

kładli po trzech lub czterech indjan zanim sami padli przeszyci ich włóczniami. Uderzenia maczug miażdżyły wszystko po drodze; jedno z nich pokruszyło na kawałki sztucer Summerlee i byłoby mu strzaskało czaszkę, gdyby jeden z indjan nie przeszył włócznią serca napastnika. Inni małpoludzie rzucali na nas z drzew kamienie i kłody, a potem zeskakując, walczyli zaciekle póki nie padli pod ciosami. Raz szeregi naszych sprzymierzeńców załamały się i byłyby napewno rozproszyły się w ucieczce, gdyby nie pomoc, z jaką im przyszły nasze karabiny. Zawróceni przez swego starego wodza, indjanie rzucili się do ataku z taką siłą, iż popłoch wszczął się między małpoludźmi.
Summerlee był rozbrojony, ale ja strzelałem bezustannie i pracowały dwa sztucery moich towarzyszy.
Wreszcie losy walki rozstrzygnęły się, panika wszczęła się wśród przeciwników. Z wyciem i jękiem małpoludzie poczęli uciekać na wszystkie strony lasu, ścigani przez indjan, upojonych odniesionem zwycięstwem.
Biegłem i ja za innymi, gdym wpadł na lorda Roxtona i Challengera, którzy szli z przeciwnej strony.
— Skończone — rzekł lord John — mam wrażenie, że lepiej pozostawić resztę indianom. Im mniej ujrzymy z tej ostatniej sceny tem spokojniejszy sen będziemy mieli w nocy.