Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/15

Ta strona została skorygowana.

ściętą i zupełnie prostopadłą ścianą. Nie było więc to owo przejście, które nam chciał wskazać nasz poprzednik. Zawróciliśmy wiec z powrotem — cały wąwóz nie był dłuższym nad ćwierć mili — gdy nagle bystre oko lorda Roxtona znalazło to, czegośmy szukali. Wysoko ponad naszemi głowami, wśród gęstych cieni, odcinał się jeszcze ciemniejszy jakiś punkt. Mógł to być jedynie potwór jaskini; po złamach skalnych, które piętrzyły się w tem miejscu, wdrapaliśmy się doń bez trudności. Była to istotnie jaskinia, a obok niej widniała znowuż biała strzała, nie ulegało więc wątpliwości, że tędy właśnie Maple White i jego nieszczęsny towarzysz wdarli się na płaskowzgórze.
Byliśmy zbyt podnieceni, aby narazie zadowolić się tem odkryciem i wrócić do obozu. Lord John miał elektryczną latarkę, wydobył ją więc z torby i zapaliwszy, wszedł pierwszy, my zaś posuwaliśmy się za nim pojedyńczo w małym krążku żółtawego światła.
Jaskinię wyżłobiła najwidoczniej woda, gdyż ściany jej były gładkie, a dno pokryte okrągłemi kamieniami. Sklepienie jej było tak nizkie i wązkie, że można się było posuwać jedynie pojedyńczo i to zgarbiwszy się. Na przestrzeni pięćdziesięciu yardów biegła poziomo, poczem nagle wznosiła się w górę pod kątem prostym. Stawała się też coraz bardziej stroma, aż wreszcie musieliśmy się czołgać na czworakach, wśród kamieni, które usuwały