Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/28

Ta strona została skorygowana.

— Tam, gdzie chodzi o kwestje naukowe, ustępuję panu bez wahania i stosuję się do pańskich rozporządzeń, gdyż jest pan człowiekiem nauki. Ale wkraczając w moją dziedzinę powinien pan mnie usłuchać.
— W jaką dziedzinę?
— Każdy z nas ma jakiś zawód, a włóczęgostwo jest moim. Otóż dziś wchodzimy do nowego kraju, który równie dobrze może być jak i nie być, pełnym wrogów. Zdaniem mojem niepodobna narażać się tak ślepo i nierozsądnie na przypuszczalne niebezpieczeństwo.
Uwaga była zbyt słuszna aby jej nie uznać, to też Challenger potrząsnął jedynie głowę i podniósł ciężkie ramiona.
— No, więc cóż pan proponuje?
— Któż mi zaręczy, czy cała zgraja dzikich nie czai się poza tymi krzakami, aby nas porwać na drugie śniadanie — ciągnął lord Roxton, spoglądając ku płaskowzgórzu — zapóźno będzie myśleć o rozsądku, gdy nas zarżną na zupę. To też mimo jaknajlepszych nadziei, będziemy się przytrzymywać jaknajwiększych ostrożności. Malone i ja zejdziemy na dół i powrócimy tutaj ze strzelbami i służbą. Wówczas dopiero jeden z pośród nas będzie mógł przejść na płaskowzgórze pod osłoną naszych strzelb, a gdy przekonamy się że niema niebezpieczeństwa, to przejdą i inni.