Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/36

Ta strona została skorygowana.

ni. Odnalezienie jakiegoś źródła wody jest dla nas kwestją pierwszorzędnej wagi, ale zdaje mi się, że nawet lord John ma dość przygód na dzisiaj, i nikt nie miał ochoty zapuszczać się w głąb nieznanej krainy. Nie zapaliliśmy nawet ognia i wystrzegaliśmy się wszelkiego hałasu.
Jutro (lub raczej dzisiaj, bo zaczyna już świtać) zaczniemy stawiać pierwsze kroki w tym tajemniczym kraju. Nie wiem kiedy uda mi się znów napisać i czy wogóle napiszę. Na razie dostrzegam, że indjanie jeszcze nie odeszli i jestem pewien, że wierny Zambo przyjdzie po list. Mam nadzieję, że dojdzie on rąk Pańskich.

P. S. Im więcej zastanawiam się nad sytuacją, tem rozpaczliwszą mi się ona wydaje. Nie widzę żadnej możności powrotu. Gdyby jakie wysokie drzewo rosło na brzegu skały, moglibyśmy je ściąć i posłużyć się niem jak drugim mostem, ale najbliższe drzewo znajduje się o jakie pięćdziesiąt yardów od przepaści. Wszyscy czterej razem nie zdołalibyśmy przydźwigać pnia tak ogromnego jaki byłby nam potrzebny. A lina jest o wiele za krótką, aby można było spuścić się po niej. Położenie nasze jest beznadziejne, — beznadziejne!