Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/41

Ta strona została skorygowana.

zgromadziliśmy na polanie, i w drodze ostrożności otoczyliśmy go wałem ciernistych krzaków, powycinanych nożem lub siekierą, okalając w ten sposób przestrzeń o 15 yardowej średnicy. Tu miała być na razie nasza główna kwatera, nasz skład a zarazem nasze schronienie, na wypadek nagłego niebezpieczeństwa. Nazwaliśmy to fortem Challengera.
Było już południe, gdyśmy pokończyli te przygotowania, ale gorąco nie dawało się we znaki; klimat płaskowzgórza tak jak i jego roślinność jest typu umiarkowanego. Wśród drzew, jakie nas otaczały były buki, dęby, a nawet brzozy. Olbrzymie drzewo gingko, przerastające wszystkie inne wokół, roztaczało nad zbudowanym przez nas fortem, wspaniałe warkocze swych gałęzi i listowia. W ich to cieniu ciągnęliśmy naszą naradę, a lord Roxten, wysuwający się zawsze na czoło w chwilach czynu i decyzji, wykładał nam swoje poglądy.
— Jesteśmy bezpieczni — rzekł — dopóki nie widział nas człowiek, ani nie dosłyszało żadne zwierzę. Zmartwienia nasze rozpoczną się z chwilą, gdy obecność nasza zostanie odkrytą; nic nie wykazuje, aby to już miało nastąpić. Całe więc nasze zadanie polega narazie na badaniu płaskowzgórza skrycie; musimy się przyjrzeć naszym miłym sąsiadom, zanim zawiążemy z nimi bliższe stosunki.
— Ale trzeba przecież posuwać się w głąb kraju — ośmieliłem się zaznaczyć.