Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/44

Ta strona została skorygowana.

trzciny, określone jako „equisetaca“ oraz olbrzymie paprocie, a chwiejąc ich wierzchołkami unosił się nad tem bagnem dość silny wiatr. Nagle lord John, który szedł na przedzie zatrzymał się i podniósł rękę.
— Spójrzcie no na to! — zawołał — na honor, to musi być ślad rodziciela wszystkich ptaków.
Ślad ogromnej trzypalcowej stopy widniał odgnieciomy w miękiem błocie. Jakieś wielkie stworzenie musiało przejść przez bagno do lasu.
Zatrzymaliśmy się wszyscy, aby się przyjrzeć temu olbrzymiemu śladowi. Jeżeli był to istotnie ptak — a jakież zwierzę mogłoby posiadać taką stopę? — to stopa jego była o tyle większa od strusiej, że w tym samym stosunku wielkość jego musiała być olbrzymia.
Lord John obejrzał się bystro wokół i wsunął dwa ładunki do swej strzelby.
— Ręczę moją dobrą sławą myśliwca — szepnął — że ten ślad jest świeżym. Niema jeszcze dziesięcui minut jak ptak przeszedł tędy. Spójrzcie na powierzchnię wody, która jeszcze faluje! O na honor, otóż i ślad pisklęcia.
Istotnie obok dużych śladów biegły mniejsze, lecz takież same.
— A co powiecie na to? — zawołał tryumfalnie profesor Summerlee, wskazując na odcisk ogromnej pięciopalcowej dłoni ludzkiej, widniejący wśród poprzednich, trzypalcowych śladów.