Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/45

Ta strona została skorygowana.

— Widziałem już coś podobnego! — szepnął Challenger w ekstazie. — Widziałem w wykopaliskach! Mamy do czynienia ze stworzeniem, które trzymając się prosto na dwóch trzypalcowych stopach, podpiera się w chodzie przedniemi, pięciopalcowemi łapami. Nie, to ptak, mój drogi Roxtonie, — nie ptak.
— Zwierzę?
— Nie, to płaz — dinosaurus. Żadne inne stworzenie nie mogłoby pozostawić podobnych śladów. Przed dziewięćdziesięciu laty wprawiły one w osłupienie pewnego uczonego, ale któż mógł się spodziewać, że będzie te cuda oglądał na własne oczy?
Głos jego przeszedł w szept i zamarł: zdumienie obezwładniło nas: idąc za śladami minęliśmy bagno i gęsto podszyty las, i oto staliśmy na przełęczy, mając przed sobą pięć najdziwaczniejszych stworzeń, jakie kiedykolwiek widziałem. Ukryci w zaroślach obserwowaliśmy je niepostrzeżenie.
Było ich, jak już powiedziałem, pięcioro, w czem troje młodych. Wielkość ich była tak kolosalna, że nawet młode dorównywały słoniom a stare były nieporównanie większe od największego ze znanych mi zwierząt. Czarniawa ich skóra, chropowata jak skóra jaszczurki, lśniła w promieniach słońca; kołysząc się zlekka na swych potwornych, szerokich ogonach i tylnych trójpalcowych stopach, przedniemi, krótkiemi łapami o pięciu palcach, nachylały ku sobie gałęzie drzew i obgryzały