Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/66

Ta strona została skorygowana.

nia, a Summerlee twierdził, że zauważył coś podobnego na skórze młodych inaguadonów. Challenger nie przemówił ani słowa, ale jego nadąsana i napuszona mina dawała wyraźnie do poznania, że, gdyby tylko zechciał, potrafiłby rozwiązać absorbująca nas zagadkę. Wreszcie lord John zasięgnął jego zdania.
— Jeżeli Wasza Lordowska Mość pozwoli mi otworzyć usta z największą przyjemnością wypowiem swoje zdanie — rzekł wówczas Challenger z przesadnym sarkazmem — nie jestem przyzwyczajony, aby upominano mnie w sposób, który zdaje się być właściwym jego lordowskiej Mości. Przytem nie wiedziałem, że należy pytać o pozwolenie, zanim człowiek się uśmiechnie z niewinnego żartu.
Dopiero solenne przeprosiny zdołały ułagodzić naszego drażliwego przyjaciela. Po tem zadośćuczynieniu rozsiadł się na pniu zwalonego drzewa i, tak jak to było jego zwyczajem, zwrócił się do nas z wykładem, niby do swych uczniów.
— Co się tyczy owej plamy — zaczął — to podzielam zdanie mego przyjaciela i kolegi profesora Summerlee, iż jest ona pochodzenia asfaltowego. Zważywszy, iż to płaskowzgórze odznacza się charakterem wybitnie wulkanicznym, i że asfalt jest substancją pozostającą w związku z siłami plutonicznemi — nie wątpię, iż istnieje on w stanie płynnym i że te zwierzęta mogą się z nim stykać. Ale