Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/68

Ta strona została skorygowana.

zmniejszeniu się ilości mniejszych, które im mogły służyć za pożywienie.
Tego dnia zbadaliśmy okolice, leżące na zachód od strumienia, omijając starannie bagno pterodaktylów. Napotkaliśmy na gęste lasy, których obfite poszycie utrudniało niepomiernie nasz marsz.
Dotychczas opisywałem wyłącznie złe strony Ziemi Maple White’a, ale posiada też ona i wiele uroku, gdyż cały ten poranek spędziliśmy wśród ślicznych kwiatów, przeważnie białych lub żółtych, które to kolory, jak nas objaśnili profesorowie, są prymitywnemi barwami kwiatów. Miejscami pokrywały one ziemię kobiercem, w którym zapadaliśmy się po kostki, a którego zapach był odurzający. Zwykłe pszczoły uwijały się wokół nas. Wiele drzew, pod którymiśmy przechodzili, obwieszone były owocami; niektóre gatunki były nam znane, inne znów zupełnie nowe. Zrywając te, które były napoczęte przez ptaki, co nas zapewniało, że nie były trujące, powiększaliśmy nasze zapasy o nowy przysmak.
Wśród puszczy zauważyliśmy wiele szlaków, wydeptanych przez zwierzęta, a w okolicach błotnistych masę dziwacznych śladów, a między nimi i ślady iguanodona. Raz spostrzegliśmy kilka tych olbrzymich stworzeń, pasących się w zaroślach; lord John dojrzał przez lornetę, że i te miały znak asfaltowy, ale w innym miejscu, niż ten, który nas