Strona:PL Doyle - Świat zaginiony T2.pdf/70

Ta strona została skorygowana.

się z tej pułapki w jakąśmy wpadli. Wszyscy wysilacie się nad tem, jak dotrzeć w głąb tego kraju, a ja uważam, żeśmy powinni za wszelka cenę zeń się wydobyć.
— Doprawdy dziwię się — zauważył Challenger, majestatycznie głaszcząc brodę — dziwię, iż człowiek nauki może żywić tak niskie uczucie. Znajdujemy się w kraju, który może zaspokoić ambicje i ciekawość prawdziwego przyrodnika, jak żaden inny, od samego stworzenia świata! A pan chce go porzucić, nie zbadawszy go nawet powierzchownie! Doprawdy, panie profesorze, nie tego spodziewałem się po panu.
— Muszę panu przypomnieć — zauważył Summerlee kwaśno — iż zostawiłem w Londynie liczne grono słuchaczy, na łasce bardzo niedostatecznego zastępcy. I w tem właśnie różni się nasza wzajemna sytuacja, mój drogi profesorze, gdyż o ile mię pamięć nie myli, nie powierzono panu nigdy jeszcze odpowiedzialnej pracy wychowawczej.
— Rzeczywiście — odciął Challenger — uważałem za świętokradztwo rozpraszanie, w podobnem zajęciu, umysłu, zdolnego do głębszych badań. Dlatego wymawiałem się stale od wszelkiej belferki.
— Kiedyż to, naprzykład? — drwiąco zapytał Summerlee, ale lord Roxton pośpieszył zmienić temat rozmowy.