Hopkins wprowadził nas najprzód do domu mieszkalnego, gdzie przedstawił nas siwowłosej kobiecie, wdowie po kapitanie Carey. Wynędzniała jej twarz o głębokich zmarszczkach i oczy o czerwonych obwódkach, w których głębi widocznem jeszcze było przerażenie, opowiadały o męce i prześladowaniach przecierpianych w ciągu lat całych. Obok niej stała jej córka, blade dziewczę o płowych włosach, która hardo na nas spoglądała, twierdząc, że cieszy się z śmierci ojca i błogosławi rękę, która go zgładziła. Straszne to były stosunki rodzinne, w któreśmy wglądnęli i uczuliśmy ulgę prawdziwą, gdyśmy wrócili na światło słoneczne, i gdyśmy zdążali do kajuty ścieżką, którą chodził był zamordowany kapitan.
Chatka ta należała do najprymitywniejszych zabudowań. Ściany były drewniane, dach gontami kryty, obok drzwi znajdowało się okienko, a naprzeciwko tychże drugie. Hopkins wyjął klucz z kieszeni i chciał otworzyć, gdy wtem nagle zatrzymał się jakby zaciekawiony lub zdziwiony.
— Tu ktoś był przy drzwiach — rzekł.
Było to faktem bezsprzecznym. Na drzewie widoczne były wcięcia, wyżłobienia i rysy, i to tak świeże, jak gdyby dopiero co
Strona:PL Doyle - Czarny Piotr.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.