napowrót ukazał, trzymał wielką księgę, jeden tom z rzędu dzienników okrętowych, które stały na półce przy ścianie. Oparł się o stół i gwałtownie przerzucał kartki, aż znalazł miejsce, którego szukał. Potem wniósł pięść zaciśniętą, zamknął książkę napowrót, postawił ją na swe miejsce i zgasił świecę. Zaledwie odwrócił się ku wyjściu, pochwycił go Hopkins za barki. Skoro spostrzegł, że jest ujęty, wydał okrzyk przerażenia. Zapalono napowrót świecę i ujrzeliśmy naszego, politowania godnego jeńca, drżącego na całem ciele w ręku urzędnika policyi. Opadł na kufer i bezwładnie na nas spoglądał.
— No ptaszku — rzekł Hopkins — kim jesteś i czego tu szukasz?
Biedak zgiął się w pół. Gdy wreszcie przyszedł do ciebie i zebrał na tyle siły, by mógł mówić, odrzekł.
— Panowie jesteście zapewne tajni policyanci? Sądzicie panowie, że jestem w jakimś związku z morderstwem popełnionem na Piotrze Carey? Zapewniam panów, że jestem niewinny.
— O tem pomówimy później — odrzekł Hopkins. — Przedewszystkiem, jak się pan nazywa?
— John Hopley Neligan.
Strona:PL Doyle - Czarny Piotr.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.