Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/18

Ta strona została skorygowana.

— Mam szczeniaka, brytana — odrzekłem — protestuję przeciw wszelkimi hałasom, bo nerwy moje strasznie rozstrojone, wstaję o rozmaitych niemożliwych godzinach i jestem niesłychanie leniwy. Posiadam jeszcze całą seryę innych wad, gdy jestem zdrów, ale narazie te są najważniejsze.
— Czy pan grę skrzypcową włącza do kategoryi hałasów? — spytał z pewnym niepokojem.
— Zależy od gracza — odparłem. — Dobra gra skrzypcowa jest rozkoszą dla bogów, gdy tymczasem rzępolenie...
— O! to znakomicie — zawołał wesoło. — Zdaje mi się, że możemy uważać interes jako ubity... to jest, jeśli lokal spodoba się panu.
— Kiedyż go obejrzymy?
— Wstąp pan po mnie tutaj jutro w południe, pójdziemy razem — odparł.
— Doskonale... w południe, punktualnie — rzekłem, ściskając dłoń Holmesa.
Pozostawiliśmy go wśród retort i butelek i skierowaliśmy się w stronę mojego hotelu.
— Ale, ale — rzekłem nagle, zatrzymując się i zwracając do Stamforda — zkąd on, u licha, wiedział, że powróciłem z Afganistanu?
Mój towarzysz uśmiechnął się zagadkowo.
— Jest to właśnie jeden z jego osobliwych przymiotów — odrzekł. — Niemało ludzi już łamało sobie głowę nad tem, w jaki sposób Holmes odgaduje rozmaite rzeczy.
— Oho! a więc jest w tem jakaś tajemnica? — zawołałem, zacierając dłonie. — To zaczyna być zajmujące. Jestem wam bardzo wdzięczny za tę znajomość. Najwłaściwszym sposobem studyowania ludzkości jest, jak wiecie, stopniowe studyowanie różnych jednostek.
— A więc studyujcie tę jednostkę — rzekł Stamford, żegnając się ze mną. — Uprzedzam tylko, że będzie to zadanie do rozwiązania niełatwe. Za-