Strona:PL Doyle - Czerwonym szlakiem.pdf/41

Ta strona została skorygowana.

liśmy, że bylibyśmy wdzięczni za jakiekolwiek informacye, które mogłyby się nam przydać.
— Nie domagaliście się szczegółów co do jednego punktu, który wydał się wam najważniejszym?
— Pytałem o Stangersona.
— O nic więcej? Czy nie wydaje ci się, że jest jakaś jedna podstawowa okoliczność w tym całym wypadku? Nie wyślesz drugiej depeszy?
— Zrobiłem wszystko co zrobić należało — odparł Gregson tonem obrażonym.
Sherlock Holmes zaśmiał się zcicha i zamierzał coś powiedzieć, lecz Lestrade, który pozostał w pokoju, gdy my rozmawialiśmy na korytarzu, ukazał się w tej chwili, zacierając ręce z miną tryumfatora.
— Panie Gregson — rzekł — dokonałem odkrycia niesłychanej wagi: wykryłem szczegół, który byłby niewątpliwie został pominięty, gdybym nie wpadł na myśl dokładnego obejrzenia ścian.
Oczy małego policyanta iskrzyły się; nie mógł ukryć zadowolenia, że udało mu się tak zręcznie zaszachować kolegę.
— Proszę, wejdźcie panowie tutaj — dodał, wracając śpiesznie do pokoju, którego atmosfera wydała mi się mniej duszną teraz, skoro nie było już w nim przerażającego trupa. — A teraz, stańcie tam!
Potarł zapałkę o podeszwę buta i oświetlił nią ścianę.
— Spojrzyjcie! — rzekł tryumfująco.
Wspomniałem poprzednio, że tapeta była poodklejana. W tym kącie zwłaszcza, który Lestrade wskazywał, oddarty był szeroki pas obicia, odsłaniając pożółkłe wapno na ścianie. I tu widniał napisany dużemi, niewprawną ręką skreślonemi, krwawemi literami jeden wyraz:

RACHE