Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/134

Ta strona została skorygowana.

— Nie przypominam sobie ciebie, młodzieńcze.
— Jestem tu obcym, Mr. Mac Ginty.
— Ale powinieneś wiedzieć przynajmniej, jaki noszę tytuł.
— To radca Mc Ginty, młody człowieku — przemówił głos z tłumu.
— Przykro mi bardzo, panie radco. Nie znam tutejszych stosunków. Ale polecono mi widzieć się z panem.
— Widziałeś mnie już. I cóż o mnie myślisz?
— Nie mogę jeszcze nic powiedzieć. Jeśli serce pańskie nie ustępuje pańskiemu ciału, a dusza jest również piękna, jak rysy twarzy, nie potrzeba mi niczego więcej — rzekł Mc Murdo.
— Masz irlandzki dowcip, bądź co bądź, — zawołał właściciel szynkowni, nie wiedząc, czy żartować z tak śmiałym gościem, czy też strzedz swojej godności. — A zatem wygląd mój podoba ci się?
— Naturalnie — rzekł Mc. Murdo.
— I polecono ci zobaczyć się ze mną?
— Tak jest.
— A kto?
— Brat Scanlan w Loży 341 Wernissa. Piję za pańskie zdrowie, panie radco i na naszą bliższą znajomość! — Podniósł do ust szklankę, którą mu podano i dał znak małym palcem, kiedy ją wychylał.
Mc. Ginty, który przyglądał mu się bacznie, ściągnął swoje gęste, czarne brwi.
— Oh, czy być może? — rzekł. — Musimy pomówić jeszcze o tem, mister...
— Mc. Murdo.