Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/137

Ta strona została skorygowana.

Jonasa Pinto, w szynkowni na Market Street w Chicago.
— Tyś to zrobił? — zapytał, oddając mu odcinek.
Mc. Murdo skinął potakująco.
— Dlaczego zastrzeliłeś go?
— Pomagałem Wujowi Samowi robić dolary. Być może, że moje nie były tak dobre, jak jego, ale wyglądały równie dobrze i były tańsze. Ów człowiek, Pinto, pomagał mi puścić je w obieg... Potem groził, że mnie wyda. Może mnie wydał. Nie czekałem na to. Zabiłem go i dałem nura do okręgu węglowego...
— Dlaczego do okręgu węglowego?
— Ponieważ wyczytałem w gazetach, że tu nie zwracają uwagi na podobne drobiazgi.
Mc Ginty roześmiał się.
— Byłeś pierwej fałszerzem monet, potem mordercą i przybyłeś w te strony w nadziei, że powitają cię tu z otwaremi rękoma?
— Otóż to — odpowiedział Mc Murdo.
— Mam wrażenie, że zajdziesz daleko. Powiedz, czy umiesz jeszcze robić dolary?
Mc Murdo wyjął z pół tuzina z kieszeni. — Te nigdy nie widziały mennicy w Waszyngtonie — rzekł.
— Nie może być! — Mc Ginty trzymał je do światła na swej ogromnej, obrośniętej włosami, jak u goryla, łapie. — Nie widzę różnicy. No, będziesz, jak sądzę, bardzo użytecznym bratem. W czasach obecnych musimy dbać przedewszystkiem o siebie. Nie możemy się oglądać na tych, którzy nas pragną przyprzeć do ściany.
— Sądzę, że i ja nie zawiodę nadziei; starać się będę o to razem z innymi