Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/169

Ta strona została przepisana.

ją w głowę towarzysza. Potem zaśmiał się głośno, haśliwie, szczerze.
— Z ciebie ciekawy chłop — rzekł. Dobrze, jeśli chcesz, podam ci powody. Czy Morris nie mówił nic przeciw Loży?
— Nie.
— Ani przeciw mnie?
— Nie.
— To dlatego, że ci nie ufa. Ale w głębi duszy nie jest lojalnym bratem. Wiemy o tem dobrze i dlatego go śledzimy, czekając aż przyjdzie pora udzielić mu napomnienia. Sądzę, że to już niedługo. Nie ma miejsca w naszej zagrodzie na parszywe owce. Ale jeśli przyjaźnić się będziesz z człowiekiem nielojalnym, będziemy i ciebie uważać za nielojalnego. Pojmujesz?
— O to niema obawy, gdyż nie podoba mi się ten człowiek — odpowiedział Mc Murdo. — Co zaś do zarzutu nielojalności, gdyby chodziło o kogo innego, nie o ciebie mistrzu, nie powtarzałby drugi raz tego słowa.
— To wystarcza — rzekł Mc. Ginty, opróżniając swoją szklankę. — Przyszedłem cię ostrzedz w stosownym czasie i otrzegłem.
— Chciałem się jednak dowiedzieć — rzekł Mc Murdo — kto panu powiedział, że wogóle rozmawiałem z Morrisem.
Mc Ginty roześmiał się.
— Moją rzeczą jest wiedzieć, co się dzieje w mieście — rzekł. Musisz przyjąć za pewnik, że słyszę wszystko. No, czas upływa, a ja...
Ale pożegnanie jego przerwane zostało w sposób niespodziewany. Drzwi otwarły się z trzaskiem