Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/23

Ta strona została skorygowana.

— Nie.
Inspektor spojrzał zdziwiony i trochę zgorszony.
— Dlaczego nie?
— Ponieważ zawsze dotrzymuję słowa. Przyrzekłem mu, kiedy pisał po raz pierwszy, że go śledzić nie będę.
— Sądzi pan, że poza nim ktoś stoi?
Wiem, że tak jest.
— Ów profesor, o którym mi pan wspominałeś?
— Właśnie.
Inspektor Mac Donald uśmiechnął się, a powieki jego drżały, kiedy rzucił na mnie okiem.
— Nie chcę ukrywać przed panem, Mr. Holmes, że w Głównem Biurze Śledczem sądzimy, że masz małego kręćka na punkcie tego profesora. Ja sam starałem się tę sprawę wyświetlić. Jest to, jak się zdaje, bardzo szanowany, wykształcony i utalentowany człowiek.
— Cieszy mnie, że poznaliście się na jego talencie.
— Człowieku, muszę mu to przyznać. Kiedy usłyszałem pańskie zdanie o nim, postanowiłem go poznać. Miałem z nim rozmowę o zaćmieniach słońca — nie wiem, w jaki sposób zeszliśmy na ten temat — a jednak z pomocą lampy projekcyjnej i globusu wyjaśnił mi tę kwestję w ciągu minuty. Pożyczył mi książkę, ale, muszę przyznać, że była dla mnie za mądra, chociaż otrzymałem w Aberdeen porządne wykształcenie. Byłby to wielki minister, z jego szczupłą twarzą, siwymi włosami i poważnym sposobem mówienia. Kiedy przy pożegnaniu położył mi ręką na ramieniu, doznałem wrażenia, że jest to, jakby