Strona:PL Doyle - Dolina trwogi.pdf/53

Ta strona została skorygowana.

tem drzwi zostawiono otwarte tak, że nie napotkał na żadne przeszkody. Mógł to być zwyczajny złodziej, albo ktoś mający osobiste porachunki z Mr. Douglasem. Ponieważ Mr. Douglas spędził część życia w Ameryce i strzelba ta pochodzi z Ameryki, teorja osobistych porachunków wydaje się bardzo prawdopodobną. Wślizgnął się do tego pokoju, ponieważ był pierwszym z brzegu i ukrył się za firanką. W tym czasie wszedł do pokoju Mr. Douglas. Przyszło do krótkiej rozmowy, o ile wogóle przyszło, gdyż, jak podaje pani Douglas, w kilka minut po pożegnaniu się jej z mężem usłyszała wystrzał.
— Świadczy o tem świeca — rzekł Holmes.
— Właśnie. Świeca, która była świeżo założona, spaliła się zaledwie na pół cala. Musiał postawić ją na stole, zanim został napadnięty, w przeciwnym razie, rzecz prosta, spadłaby na ziemię wraz z nim. Jest to dowodem, że nie napadnięto go przy wejściu do pokoju. Kiedy wszedł Mr. Barker paliła się lampa, a świeca była zgaszona.
— To wszystko jasne.
— Na tych podstawach możemy sobie teraz odtworzyć, co się stało. Mr. Douglas wchodzi do pokoju. Z poza firanki wysuwa się mężczyzna. Uzbrojony jest w strzelbę. Domaga się ślubnej obrączki — Bóg wie dlaczego, ale tak być musiało. Mr. Douglas daje mu ją. Potem albo z zimną krwią, albo w czasie walki — Douglas mógł chwycić za młot, znaleziony na dywanie — zastrzelił Douglasa z tej straszliwej strzelby. Rzucił broń, a także, jak się zdaje, tę tajemniczą kartkę z napisem „D. V. 341“, której znaczenie jest dla nas niejasne i uciekł przez okno i przez bagnistą fosę w chwili, kiedy Cecil Baker przybył na miejsce zbrodni. Cóż pan na to, Mr. Holmes?