Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/128

Ta strona została skorygowana.

Młody Wat Danbury znał tę miejscowość, jak własne pięć palcy. Zagłębił się w zagajniku i stanął w miejscu, gdzie zbiegało się kilka leśnych drożyn. Wyglądał zwierza z niecierpliwością; czuł, że gonitwa z przeszkodami wyjdzie mu na dobre. Klacz Matylda również pojmowała doniosłość zadania. Wszak znano ją jako najlepszego kłusaka w całem hrabstwie. Dodać muszę, że ślicznem była zwierzęciem. Szeroka, koścista posiadała niezwykłą siłę i wytrzymałość. Wat był dobrym jeźdźcem, ważył razem z siodłem nie więcej nad sto czterdzieści funtów, nic też dziwnego, że nikt nie miał odwagi stawać z nim w zawody.
Otóż młody Danbury stał na leśnym manowcu, oczekując na zwierza i przysłuchując się krzykom łowczego i dojeżdżaczów. Czasami w krzakach błysnęły ogony i jasno-kasztanowe grzbiety psów. Pojedyńcze i przyciszone naszczekiwania dawały znać, że w zagajniku pracuje dobrze wytresowana sfora.
Wtem jeden z psów zawył przeciągle, inne podchwyciły to wycie i w kilka chwil potem cała sfora psów z wysuniętemi językami i spuszczonemi do ziemi łbami pognała świeżym śladem, mijając Danbury’ego i ginąc w gąszczach. Za psami pokłusowało trzech dojeżdżaczy w czerwonych żakietach. Wat pchnął Matyldę strzemionami i po-