Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/138

Ta strona została skorygowana.

spokojnych owiec, skubiących trawę pod zaroślami, nie było widać ani jednej żywej istoty. Ale nie ulega wątpliwości, że lisa osaczyły już psy tam w gąszczu. Wat przynaglił konia i w kilka chwil potem galopował wśród zarośli.
W zaroślach panował mrok, więc Wat, oślepiony światłem promieni słonecznych, musiał użyć wiele wysiłku i czasu, aby nie zboczyć ze ścieżki, która go prowadziła do celu. Wszak znacie, gentlemani, zagajniki, w których jest tyle uroczystego mroku i ciszy, jak na cmentarzu. Mnie się zdaje, że podobnego wrażenia doznaje człowiek zawsze, ilekroć jedzie lasem, pełnym drzew wysokich, nieruchomych, pogrążonych w zupełnym spokoju.
Jakoż Wata Danbury zaczęło przejmować uczucie lęku. Całe polowanie wydało mu się jakieś dziwaczne i nazbyt długie, a przytem nikt jakoś nie mógł zobaczyć tego lisa, na którego tak zawzięcie polowano. I nagle przyszły mu na myśl opowiadania o lisim królu. A trzeba wam wiedzieć, gentlemani, że chłopi nieoświeceni i zabobonni wierzą w istnienie jakiegoś lisiego króla. Królem tym jest lis, który posiada szatańskie talenty. Przedewszystkiem pędzi tak szybko, że żadna na świecie sfora nie może go dogonić. A jeżeli zwolni biegu, to tym gorzej dla psów.