Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/58

Ta strona została skorygowana.

Z po za drugiej portjery wyszedł przeciwnik Monthomeri — krępy, olbrzymi człowiek. Piersi i ręce miał poprostu zastraszające; szedł, nieznacznie utykając. Skórę miał ciemną i pokrytą plamami, na piersiach — czarne włosy. Górna część jego ciała robiła imponujące wrażenie; ramiona były na miarę Kolosa, olbrzymie o czarnym kolorze pięści zwisały ciężko, jak dwa wielkie młoty, natomiast biodra i nogi miał stosunkowo słabe i małe. Pod tym względem Mistrz ustępował Monthomeri, który znów był przedziwnie zgrabny i wyglądał, jak grecki posąg. Spotykali się właśnie ludzie, z których jeden poświęcił się i był zdatny do jedynej sztuki, drugi zaś posiadał kwalifikacje do wszelkiego rodzaju sportu. Przeciwnicy spojrzeli na siebie z ciekawością. Jeden był podobny do tęgiego buldoga, drugi — do tresowanego o cienkich nogach i mądrego terriera.
— Jak się pan miewa? — powitał swego współzawodnika Monthomeri.
— Jak się masz? — odpowiedział Mistrz, krzywiąc się ponownie w uśmiechu i pokazując przelotnie jedyne swe zęby. Resztę mu wybito w różnym czasie, bowiem nie bez skutku praktykował w ciągu 20 lat na bokserskich popisach.
Po powitaniu Mistrz splunął na ziemię i zawiązał rozmowę: