Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/65

Ta strona została skorygowana.

rozstrzygną się jego losy. W jednym z rogów wzniesiona powiewała biało-błękitna chorągiew. Tam też zaprowadził go Barton i posadził na drewnianem krześle; obok niego stanął Barton i jeszcze jakiś jegomość, obadwaj w białych krótkich marynarkach.
Tak zwane „Koło“ podobne było do czworoboku, mającego dwadzieścia łokci szerokości i tyleż długości. W przeciwległym kącie widniała złowroga postać Mistrza, tuż przy nim znajdowali się sekundanci i ruda kobieta i jakiś mężczyzna o niezwykle ordynarnym wyrazie twarzy. We wszystkich rogach stały miednice, naczynia z wodą i gąbki.
Wszedłszy na to wzniesienie, Monthomeri był ogłuszony wyciem i krzykami widzów. Nawet pod pierwszem wrażeniem nic nie widział. Ale po upływie kilku minut, podczas których oczekiwano na korespondenta, Monthomeri obrzucił wzrokiem salę, sprawiającą nader oryginalne wrażenie. Drewniane miejsca dla widzów wznosiły się ku górze amfiteatralnie. Wszystkie ściany budynku aż czerniały od publiczności. Gdy Monthomeri spojrzał do góry, zauważył, że sala nie ma sufitu i przez czworoboczny otwór widać było przestrzeń nieba, przesłoniętą szaremi chmurami na których tle przelatywało powoli stado wron.