Strona:PL Doyle - Mistrz z Krocksley.pdf/82

Ta strona została skorygowana.

— Milczeć! — zawołał sędzia.
Monthomeri znów rzucił się na lewo, ale Mistrza trudno było oszukać. Kraghs zawrócił wprost do swego przeciwnika i zadał mu cios prosto w twarz. Monthomeri poczuł, jak uginają się pod nim kolana, i z jękiem upadł na ziemię. Teraz już zdawał sobie sprawę, że wszystko skończone. Wiedział, że za żadną cenę nie będzie mógł wstać. Jakby w oddali słyszał zmieszane głosy tłumu i słowa rachmistrza:
— Raz — dwa — trzy — cztery — pięć — sześć...
Nagle Steplton, nie pozwoliwszy doliczyć do dziesięciu, oznajmił:
— Czas!
Była to nader przyjemna niespodzianka. Zwolennicy Mistrza aż zawyli z niezadowolenia, natomiast stronnicy Wilsona cieszyli się i bili oklaski. Wszak gdyby nie te cztery uratowane sekundy, ich champion byłby uznany za pokonanego. Teraz Monthomeri miał czasu całą minutę na przyjście do siebie. Sędzia rozglądał się naokoło, twarz miał zadowoloną, oczy roześmiane. Lubiał dokonywać tego rodzaju niespodzianek i zjawiać się z pomocą tam, gdzie zdawało się, że wszelka nadzieja stracona. Dlatego w tej chwili był zadowolony ze siebie i zamieniał spojrzenia z rachmistrzem, przyczem obadwaj uśmiechnęli się.