Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/10

Ta strona została uwierzytelniona.

— Znam ją od dziecka tę małą słodką Helenę i nie chciałbym, ażeby ryzykowała swoje szczęście. A to stanowczo ryzyko. On ma wygląd zwierzęcy i charakter musi mieć zwierzęcy. Czy przypominasz sobie jego kłótnie z Long Nortonem?
— Ależ nie, zapominasz ciągle, że ja przecież jestem tutaj od niedawna.
— To prawda, było to ubiegłej zimy. Znasz przecież drogę tę, która biegnie wzdłuż wybrzeża rzeki. Kilku kolegów szło nią z Bellinghamem na czele. Stara kramarka z placu targowego kroczyła ku nim z przeciwnej strony. Padał właśnie deszcz, wiesz dobrze w co się obracają te równiny w czasie deszczu. Wąska droga biegnie pomiędzy rzeką a wielkiem bagniskiem prawie tak szerokiem jak ona. I oto wyobraź sobie, co robi ten wieprz opasły, staje i popycha tę starą kobietę w błoto, tak że i ona cała i jej towary kompletnie się czarną cieczą zaplapały. Staruszka rozpłakała się a Long Norton, najmilszy chłopiec pod słońcem, powiedział temu bydlakowi, co myśli o jego zachowaniu. Jedno słowo wywołało drugie i wreszcie zirytowany Norton palnął laską w plecy tego podłego grubasa.
Sprawa ta nabrała djabelskiego rozgłosu i doprawdy warto widzieć spojrzenia, jakie Bellingham rzuca Nortonowi, skoro się spotkają. Tam do licha, to już jedenasta godzina.
— Nie wstawaj, zapal jeszcze fajeczkę.
— Spieszy mi się. Gawędzę tutaj z tobą, zamiast wziąć się do mojej pracy, która na mnie czeka. Pożyczasz mi twojej czaszki. Wiliam już od miesiąca ma moją. Wziąłbym także twoje kości ucha, jeżeli ich sam nie będziesz potrzebował.
Widząc przyzwalający gest kolegi rzekł:
— Dziękuję ci, nie potrzebuję żadnej torby, zaniosę to tak w ręku. Dobrej nocy mój chłopcze — a nie zapominaj, co ci mówiłem o twoim sąsiedzie.