Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Skoro Hastie zabrawszy swoje preparaty anatomiczne zszedł na dół po krętych schodach, Smith przysunął fotel bliżej lampy i zatopił się w studjowaniu olbrzymiego tomu w zielonych okładkach, zdobnego wielkiemi, kolorowanemi tablicami.
Młody student chociaż świeżo przybyły do Oxfordu nie był już nowicjuszem w medycynie. Pracował przez kilka lat w Glasgow i w Berlinie, a zbliżający się egzamin miał mu nadać definitywne prawo wykonywania praktyki lekarskiej.
Był to człowiek, który ze swojemi energicznie zarysowanemi ustami, szerokiem czołem, inteligencją tryskającą z trochę twardych rysów, jeżeli nie posiadał genjuszu, to w każdym razie zdradzał tyle energji i cierpliwości i sił duchowych, że rokował najlepsze nadzieje. Smith pomimo swej młodości, zdobył sobie już doskonałą markę w Szkocji i w Niemczech a obecnie wszystko wskazywało na to, że dzięki swej pilności i niezmordowanej pracy, wyrobi sobie imię i w Oxfordzie.
Smith przepędził znowu godzinę nad książkami i wskazówki stojącego na sąsiednim stole zegara, zatrzymały się na godzinie 12-tej, gdy nagle jakiś hałas zwrócił uwagę studenta. Był to dźwięk ostry i świszczący, niby oddech człowieka, który upada pod wrażeniem jakiegoś nagłego i silnego wzruszenia.
Smith oderwał oczy od kart książki i wytężył słuch. Nikt nie mieszkał ani obok niego, ani ponad nim, a zatem hałas, który mu przerwał pracę, pochodził z mieszkania sąsiada z niższego piętra, z mieszkania tego samego sąsiada, o którym Hastie właśnie wyrażał się w tak nieprzychylny sposób. Natomiast Smith nie żywił do Bellinghama żadnych złych uprzedzeń i raczej był zdania, że Hastie myli się, przypisując Bellinghamowi jakieś ukryte tajemnicze wady i przywary.