Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Ręce jego i dolna warga drgały nerwowo, a oczy powracały ciągle do ponurego współlokatora z zamierzchłych czasów.
Pomimo tego całego zdenerwowania w tonie jego głosu i zachowania się, dawało się odczuwać coś, niby tryumf. Oczy błyszczały, a kroki, któremi przebiegał pokój tam i z powrotem, były lekkie i sprężyste.
Robił wrażenie człowieka, który po przebyciu ciężkiej próby, nie pozbył się jeszcze jej śladów, ale zadowolony jest, ponieważ zbliżyła go ona do celu.
— Jak to, pan chce już odejść? — zapytał, skoro Smith powstał ze sofy.
Widoczne perspektywa samotności budziła w nim znowu jakieś trwogi. Wyciągnął rękę, jakby chcąc zatrzymać gościa.
— Tak, muszę już odejść, mam dużo pracy. Pan czuje się przecież już zupełnie dobrze. Sądzę jednak, że przy pańskim systemie nerwowym lepiej byłoby, gdyby pan się oddawał studjom mniej denerwującym.
— O, naogół nie jestem wcale nerwowy i badałem już inne mumje.
— Zemdlałeś ostatnim razem — zauważył Monkhouse Lee.
— Ach tak, to prawda. Zażyję jakiś środek uspakajający nerwy, lub też spróbuję leczyć się metodą elektryzacji. Wszak nie odchodzisz jeszcze Lee?
— Zrobię jak zechcesz Ned.
— A zatem zejdę do ciebie i położę się w twojem mieszkaniu na kanapie. Dobranoc panie Smith. Przykro mi doprawdy, że musiałem pana deranżować z powodu takiego głupstwa.
Uścisnęli sobie ręce. Medyk w chwili, gdy szedł na górę po spiralnych schodach posłyszał zgrzyt klucza w zamku i kroki swoich dwóch nowych znajomych, którzy kierowali się razem na niższe piętro.