Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/36

Ta strona została uwierzytelniona.

Jakikolwiek człowiek bezstronny, a nawet przyjaciel, idący obok niego powiedziałby, że wzrok go omylił, że mumja znajdowała się zawsze w swojej posępnej kryjówce, że Lee wpadł do rzeki, ponieważ może się o zdarzyć każdemu człowiekowi, który spaceruje nad brzegiem wody i że na rozdrażnienie nerwów najlepszym środkiem jest brom.
Wszak on sam powiedziałby to wszystko komu innemu, ktoby mu o podobnych wypadkach opowiadał.
A przecie przysiągłby, że Bellingham jest mordercą, posługującym się bronią, jakiej nie użył jeszcze żaden człowiek w historji ludzkości. Że popełniał on zbrodnię jedyną w swoim rodzaju.
Pożegnawszy się z kolegą, Smith skierował swe kroki w stronę wieży. Szedł powoli, ociągając się, albowiem z niechęcią powracał do swego mieszkania, ze względu na tak denerwujące sąsiedztwo.
Zamierzał iść za radą Lee i wyprowadzić się możliwie najprędzej. Jakże bowiem może człowiek pracować w mieszkaniu, w którem musi ciągle nastawiać ucha, nasłuchując co się dzieje u sąsiada. Przechodząc koło klombu dostrzegł, że w oknie u Bellinghama świeci się jeszcze. W chwili, gdy miał skręcić na wyższe piętro, drzwi pokoju jego sąsiada otwarły się i ukazał się w nich Bellingham.
Ze swoją tłustą, złą twarzą przypominał wielkiego pająka, snującego zatrutą siatkę.
— Dobry wieczór — rzekł. — Może pan wstąpi do mnie.
— Nie — odparł szorstko Smith.
— Nie? Spieszy się pan dzisiaj, jak widzę. Chciałem pana zapytać o Lee. Zmartwiło mnie to bardzo, gdy posłyszałem, że zdarzyło mu się nieszczęście.
Ton jego głosu i wyraz twarzy były poważne. Ale w oczach błyszczała tajona ironja. Nie uszło