Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/46

Ta strona została uwierzytelniona.

249. Przerażający lokator sarkofagu był tym razem obecny w swojej kryjówce.
Smith rozejrzał się spokojnie wokół, zamknął drzwi na klucz od wewnątrz, klucz schował do kieszeni i podszedł wprost ku kominkowi. Potarł zapałkę o pudełko i rozpalił ogień.
Bellingham, siedząc ciągle, spoglądał na niego wzrokiem pełnym zdumienia i gniewu.
— Mój panie, co to znaczy, pan się zachowuje tutaj, jakby pan był u siebie w domu.
Smith bynajmniej nie zakłopotany położył swój zegarek na stole, wyjął z kieszeni rewolwer, a potem drugą ręką dobył noża. Rewolwer skierował wprost ku twarzy Bellinghama.
— A teraz — rzekł — do dzieła. Proszę natychmiast pociąć tę mumję.
— Ach tak, to o to chodzi — rzekł drwiącym tonem Bellingham.
— Istotnie, tylko o to. Powiedziano mi, że prawo nie może panu nic zrobić. Ale ja znam inne prawo, które wymierzy sprawiedliwość. Przycięgam na Boga, który mnie stworzył, że jeżeli za 5 minut nie weźmiesz się do roboty, to wpakuję ci bez wahania kulę w łeb jak psu.
— Chcesz mnie pan zamordować1?
Bellingham wstał, twarz jego była żółto-sina.
— Tak jest.
— I dlaczegóż to?
— Ażeby położyć kres twoim zbrodniom. Już minuta minęła.
— Ale cóż ja takiego uczyniłem1?
— Już ja to wiem i pan to wie także.
— To są jakieś majaczenia.
— Dwie minuty upłynęły.
— Ależ pan musi mi podać swoje racje. Pan jest szaleńcem, niebezpiecznym warjatem. Dlaczegóż ja mam niszczyć moją własność. To jest bardzo cenna mumja.
— Trzeba ją pociąć i spalić.
— Nie zrobię tego.