Strona:PL Doyle - Mumia zmartwychwstała.pdf/8

Ta strona została uwierzytelniona.

rozumieli się, że mogli obecnie siedzieć obok siebie trwając w tem błogosławionem milczeniu, które jest dowodem najwnioślejszej przyjaźni.
— Czy chcesz whisky? — zapytał wreszcie Abercrombie Smith — w karafce jest „Szkot“ a „Irladka“ w butelce.
— Nie, dziękuję ci, przyszedłem tutaj po czaszki. Nie używam alkoholu w czasie pracy, a ty?
— Pogrążony jestem w moich książkach i sądzę, że lepiej się od nich nie odrywać.
Hastie wykonał ręką gest potwierdzenia, i obaj znowu pogrążyli się w uspakajającej nerwy ciszy.
— A propos Smith — zapytał Hastie — czyś się zapoznał już z którym z twoich sąsiadów ze wspólnych schodów?
— Skoro się spotkamy — kiwamy sobie głową na znak pozdrowienia i nic więcej.
— Hm, byłoby lepiej, gdyby można pozostać przy tem, nie mam do nich zaufania. To znaczy, że nie mogę nic specjalnego powiedzieć przeciwko Monkhouse Lee.
— Masz na myśli tego chudeusza?
— Właśnie jego. To bardzo przyzwoity chłopiec, nie sądzę, aby mu było można co zarzucić. Ale niepodobna z nim obcować, nie obcując jednocześnie z Bellinghamem.
— Bellingham, to ten gruby?
— Tak, to ten gruby. A to jest człowiek, którego wolałbym zupełnie nie znać.
Smith podniósł oczy i spojrzał na swojego towarzysza.
— Co ci się w nim tak nie podoba — zapytał — czy pije, czy gra, czy wyraża się ordynarnie? Zwykle nie odznaczasz się taką surowością sądu.
— Widać, że nie znasz tego człowieka, albowiem w przeciwnym razie nie stawiałbyś takich zapytań. Coś jest w tym człowieku odpychającego, coś ze wstrętnego płazu. Skoro go tylko zobaczę, dziwnie mi się ściska gardło. Jestem mocno przekonany, że ten człowiek ma jakieś ukryte, złe strony