Strona:PL Doyle - Pamiętniki Holmsa, słynnego ajenta londyńskiego, T1.pdf/134

Ta strona została uwierzytelniona.
– 130 –

com zresztą kładł na karb jego nieznajomości języka.
Naraz przestał odpowiadać na moje pytania, wyprężył się na krześle i utkwił we mnie nieruchomy wzrok szklany. Oczywiście, zaczął się atak choroby.
Pierwszem mem uczuciem był przestrach i litość, drugiem już — satysfakcya, jako człowieka fachu. Zanotowałem tętno i ciepłotę chorego, zbadałem skostniałe jego kończyny i wypróbowałem ich sprawność pod względem odruchów. W tym razie było wszystko tak samo, jak w innych, których byłem świadkiem. Stosowałem zawsze jeden środek, który działał znakomicie. Ponieważ butelka z lekarstwem była w mej pracowni na dole, zostawiłem chorego i zbiegłem na dół. Nie mogłem jej znaleźć na razie, tak że upłynęło parę minut, zanim wróciłem na górę. Proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy wszedłszy do gabinetu, nie znalazłem w nim chorego. Pokój był pusty.
Oczywiście, natychmiast wpadłem do poczekalni. Syn także zniknął. Drzwi do przedpokoju były przymknięte, lecz nie zatrzaśnięte. Lokaj, który usługiwał, był niedawno przyjęty i nie odznaczał się sprytem bynajmniej. Siedział zazwyczaj na dole i tylko na mój dzwonek przybywał, by odprowadzić chorego. Tym razem nic, jak powiada, nie słyszał — i wypadek pozostał zagadka. Mister Blessington po-